Słyszeliście o pojęciu kuchni molekularnej i jej gastronomicznych eksperymentach na pograniczu nauki? Nawet jeżeli nie, dzisiejszy przepis da Wam fajne pojęcieo tym, jak  taka sztuka może wyglądać w praktyce. Bądźcie jednak ostrożni. W kuchni molekularnej nie wszystko okaże się tym, czym by się mogło z pozoru wydawać. Na tym jednak polega jej urok.

Magiczny składnik to suchy lód. Dość nietypowy, to prawda, ale można zamówić go przez internet (właściwie czego nie można?) i nie jest nawet zbyt drogi. Kolejnym będą same owoce, następnie - deseczka/ściereczka oddzielająca je od suchego lodu, zamykany pojemnik i folia spożywcza, która go ewentualnie uszczelni. Wszystko.



Elementy pasują do siebie jak puzzle. Owoce wraz z lodem wkładamy do pojemnika. Wcześniej, tak jak już wspomnieliśmy, trzeba je jeszcze od siebie oddzielić. Nasz deser nie może zamarznąć, ponieważ nie wchłonie wówczas dwutlenku węgla, który rozpuszcza się w płynnej wodzie, tu - owocowych sokach. Prosta wymiana gazu. Ostatni składnik to czas, od godziny do kilku, a jeśli dysponujemy przenośną lodówką, możemy pokusić się nawet o 12.



Otrzymany w ten sposób deser to znakomita atrakcja dowolnej imprezy i niespodzianka dla każdej osoby, która go w nieświadomości spróbuje. Musujący gaz zmienia zaskakująco wiele, niesamowicie podkreślając nawet sam smak owoców.